Poznałam i pokochałam. Poznań - wart poznania. Poznania i warta Warta...
Narodowe Święto Niepodległości postanowiłam uczcić wizytą w sercu Wielkopolski.
Plan dnia:
- oddać książkę
- nawiedzić kościół Dominikanów
|
z wystawy jednej cukierni Poznania |
- zjeść pyszne szare kluchy w wydaniu kolegi
- zjeść rogala ;D i ewent. kupić jakieś na wynos ;)
- połazić po starówce
- zahaczyć o ulicę i może kościółek św. Marcina
- pamiętać o złożeniu życzeń imieninowych drugiemu koledze...
Dzień rozpoczęty jeszcze przed wschodem słońca...zakończony z jego zachodem...
Kolega... dotarł wraz z pierwszymi tramwajami - ja wcześniej ;)
Pierwszy punkt zaliczony - książka wróciła na regał. Kontynuując spacer dotarliśmy w okolice ryneczku nieopodal Karmelitów...dalej bimbą dotarliśmy w nową część miasta.
Szok?!: kolejno Osiedla: Lecha; Czecha; Rusa... Dotąd znałam raczej dzielnice miasta plus jedno osiedle za Cytadelą ;)
Najpierw II śniadanie, pół rogala marcińskiego...
...kolejnego wzięłam na podróż, dokupiłam też 4 dla bliskich.
Gdy w końcu udało się nam dotrzeć do miasta....
... i nawiedziliśmy kościół Dominikanów...
...kierując się do dworca...
natrafiliśmy na Orszak św. Marcina...
Jedno z czołowych miejsc zajmował nakryty do posiłku stół -> wypatrzyłam Gęsina na imieninach... (aż kusiło, by zostać w mieście na dłużej...)
...dalej przemarsz wojska...
...ale nie tylko...
Byliśmy późno, więc św. Marcin dotarł już do zamkowych murów...
Ps. 1. Szare kluchy wzięłam też na wynos :x
|
Zajadając się w pracy na drugi dzień... |
Ps. 2. Dwa dni po powrocie z Poznania jadłam "rogala poznańskiego" w Krakowie - w uznanej cukierni. Byłam przerażona. Nijak się ma do oryginału. Masy makowo-orzechowej było tyle, co kot napłakał - chyba tylko dla złamania koloru ;( a ciasto rozpadało się jakby było nieświeże:(( kruszyło się na mnie przy każdym z dwóch ugryzień. Zniechęcona zabrałam do porównania rodzicom - "starego", bo kupionego 11 XI w Poznaniu rogala i teoretycznie świeżego, bo z popołudniowych godzin "krakowskiego". Brak słów.