środa, 30 września 2015

"Pierwsza na liście"

Źródło grafiki
Książka Magdaleny Witkiewicz pt. Pierwsza na liście odczekała swoje. 
 Nie chodzi wcale o to, że jest to nudna pozycja. Początek brzmiał dla mnie jak wiec czarownic - gdzieś tam, nocą, przy ognisku gadają o innych i o sobie. - Odłożyłam, zapomniałam...a gdy pasowało coś oddać do biblioteki - zaczęłam ją próbować po raz wtóry... i posmakowało, a jakże?! 
Bohaterów przewija się wielu - wśród kobiet m.in. Ina, Karola, Grażyna, Patrycja - młode i dorosłe, zranione przez życie w różnym stopniu, szukające szczęścia i swego miejsca na ziemi. Samotne, w związkach, finansowo zabezpieczone, obok tych, którym nigdy się "nie przelewało"... Przewija się też kilku mężczyzn - Piotr, Filip, Marek... - także i oni mają swoje historie.
Powieść okazała się bardzo wciągająca, porywająca, poruszająca, pełna emocji, napięcia. Czytałam niczym oszalała wyczekując co dalej...aż do trudniejszego momentu, gdzie obawiałam się biegu wydarzeń... Książka ma swoich zwolenników i przeciwników. Mimo, że brzmi jak przesłodzona historia - ostatecznie wszystko dobrze się kończy - myślę, że warto sięgnąć po tę pozycję. Tematyka przywołała mi w pamięci kwestie poruszane przez M. Szwaję w pozycji Dom na klifie - tam domy rodzinne, adopcja; tu - rak, oddawanie włosów w akcji "Rak&Roll" i dawcy szpiku... 
Mądra i dobra pozycja na rynku czytelniczym. Porusza, ale i subtelnie uświadamia. 
Polecam, warto poznać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz