Jak sobie obiecałam - tak staram się postępować - maksymalnie dwa tytuły czytane równolegle.
Nadal konsumuję książkę "Pochwała powolności...".
Przed nastaniem północy pożegnałam się jednak z książką Sto imion / C. Ahern.
O ile sam początek był dla mnie trudną przeprawą niczym przez śnieżną zawieję - na wzór krakowskiej z niedzielnego przedpołudnia... - o tyle, im dalej - tym bardziej chciało się wchodzić w historię i towarzyszyć bohaterom. Od razu polubiłam "wytłuszczenia" w druku, podkreślające istotę wyrazu. Najbardziej zaś podobała mi się przemiana - sposób dojrzewania, przez kolejne sytuacje - często trudne - przez relacje w jakie wchodziła główna bohaterka - Kitty. Może ktoś uzna to za naiwne, mnie zaś wszędzie wchodzi ostatnio wizja, że zbytnio pędzimy...dopuszczamy się tego w swoim postępowaniu, co wcześniej byłoby nie do pomyślenia...nie do zaakceptowania...a po głowie wciąż chodzi myśl w stylu "tutaj każdy stolik ma swoją historię"...
Zwyczajni-niezwyczajni ludzie i ich zwyczajne, acz niezwyczajne życie.
To dopiero moja druga pozycja do "odhaczenia" na liście postanowień noworocznych;)
Nie omieszkałam dzisiaj zajrzeć na blog Sylwii i ostatni post.
Dlatego już zbieram się do lektury autorstwa P. Hurlak : Nawrócona wiedźma.
Pozdrawiam ciepło i znikam do lektury :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz