Po trzech latach udało mi się wyruszyć z rodzinką dalej niż po mieście czy do rodziców. Była to nie byle gratka, gdyż rzecz dotyczyła Zlotu craftowego we Wrocławiu 🥰Trzydniowego!
Szczerze powiedziawszy nie doceniałam męża... Stanął na wysokości zadania i był bardziej zwarty i gotowy niż ja. Pierwszy raz nie przygotowałam się wystarczająco... Nie zaklepałam miejsca na Make and Take... I poza własnym identyfikatorem i zadbaniu, by i domownicy mieli swoje - postawiłam na spontan. ATC wymiankowe nie do końca gotowe... - Miało być 10, poprzestałam na pięciu...
Całość przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Bawiłam się przednio. Świetne miejsce, wspaniali ludzie i cudowna atmosfera. Pierwszy raz od lat nie ważne były kilometry, kilogramy i jeszcze inne dystanse... Bo z dystansów najlepsza jest tektura, beermaty i pianka :)
Po wyjeździe zostały miłe wspomnienia, garść mądrości, sporo wiedzy i entuzjazmu...
A oto kilka zdjęć by przybliżyć klimat...
Zapożyczone z sieci |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz