...i wciąż nie mogę "dojść do siebie", mimo, że wróciłam w piątkową noc...bo jeśli miałam dotrzeć pociągiem za kwadrans 23-cia w czwartek, a dotarłam 10 minut przed północą...dotaszczyłam się z bagażem na przystanek, kupiłam bilet...a autobus se jakoś odjechał...i została mi godzina oczekiwania na kolejny... - to zrobił się już kawałek piątkowej nocy...i godzina druga gdy wsunęłam się pod kołdrę. Grrr...
...a tak lubię pociągi...
Weekend na zajęciach...i tak jakoś ciągłe zmęczenie, niewyspanie, tłumaczenia...
Na reszcie praca i zwykły tryb działania. Może to brzmi śmiesznie, ale czasem po urlopie czuję się tak jakoś zmęczona.
O ile sam pobyt u Siostry wypada dla mnie bardzo przyjemnie, owocując karteczkami...o tyle cała otoczka bywa nieraz "nie do przebicia", jak skorupa orzecha, a nie otoczka właśnie;)
Mniej w sieci, mniej na blogu, jakoś tak w ogóle mnie mniej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz